2014/11/14

#2


10 listopada 2013 r.

Tak wiem, że zaniedbuję cię mój pamiętniczku. Miałam pisać częściej, wyrażać swoje emocje żeby mi było lżej na sercu, ale widzisz jak wyszło. Jestem z tego powodu bardzo zła. Miałeś być dla mnie taką ostatnią deską ratunku. Siedzę teraz na parapecie mojego okna i myślę co tu napisać. Ostatnio nie mam na nic ochoty, jedynie co to siedzę w domu i nic nie robię.
Rok 2005. 1 września, przeklęty 1 września. Siedziałam przed salą gimnastyczną i mam ochotę stąd jak najdalej uciec. Bołam się, że oni będą tacy sami jak ci z podstawówki. Jedyną osobą, którą wtedy znałam była Justyna, która wtedy jeszcze mogłam nazwać przyjaciółką. Po kilku dniach okazali się jeszcze gorsi. Nikt nie wiedział o mojej już dość bogatej na tą chwilę przeszłości. Pamiętam jak dziś był to drugi tydzień szkoły, podszedł do mnie chłopak, wiedziałam, że jest z domu dziecka, wiedziałam, że już nie raz zmieniał szkołę bo nikt go w poprzednich nie chciał. Wołał ode mnie pieniądze. Nie dałam mu ani złamanego grosza, wiedziałam, że jak mu dam to przyjdzie po następne, następne i następne. Traktował mnie jak szmatę albo nawet gorzej, zacisnęłam zęby i nie zapłaciłam mu ani złotówki. Justyna, która wolała mieć święty spokój płaciła mu albo dawała wszystko co miała do jedzenia, w zależności od tego co sobie zażyczył. Na początku to były małe kwoty, a z czasem potrafił na dzień od niej wziąć nawet dziesięć złotych tzw. „haraczu”. Byłam na nią cholernie zła, że mu płaci, ale na następny dzień jak przyszedł do szkoły pod wpływem jakiś narkotyków groził, że jak mu nie zapłacę to popamiętam, a z kieszeni wyciągnął jakiś nóż przypominający bardziej scyzoryk. Miałam już dość tej chorej sytuacji, poszłam do wychowawczyni, a ona wzięła sprawy w swoje ręce, jak się potem okazało trafił on do jakiegoś poprawczaka czy tego typu ośrodka. Jednak gdy wszystko się uspokoiło zrozumiałam ile mogłam stracić. Straciłabym życie. Z miesiąca na miesiąc było lepiej. Marcina nie było w szkole więc nie musiałam się martwić, że któregoś dnia podejdzie do mnie z nożem i mnie zabije. Dogadywałam się, a bardziej brzmi próbowałam się dogadać bardziej z chłopakami niż z dziewczynami, ale ważne dla mnie było żeby zacząć tą rozmowę, a nie udawać, że się nie znamy. Wszystko pokomplikowało się gdy przyszły wakacje i nasze drogi rozeszły się.
Wrzesień minął dość szybko. Nawet żaden z nas się nie obejrzał, a już nastał październik. Plucha, chmury za oknem, szaro, nawet można dostać z tego powodu depresji. Wiedziałam, że z Justyną staje się coś niedobrego zmieniła się, bardzo się zmieniła i to nie na plus tylko na minus. Nie odzywała się do mnie bo towarzystwo jej nie odpowiadało, a może to, że jak ona nie robię z siebie latawicy goniącej za chłopakami i to nie w naszym wieku tylko starszych o minimum dziesięć lat. Ostatnio nawet wyszła z tego dość krótka, ale ostra wymiana zdań pomiędzy nami, a dokładnie poszło o to, że zamiast szukać sobie „chłopaka”, który mógłby być jej ojcem lepiej by wybrała się do miejscowej galerii i znalazłaby tam sobie nie jednego, a przy okazji zaoszczędziła by pieniędzy na karty doładowujące do telefonu. Nawet do dzisiejszego dnia nie żałuje, że jej to powiedziałam. Tak wiem, że nie powinnam tego zrobić, ale myślałam, że tym jej przemówię do rozsądku. Kilka dni później spotkałam jej mamę Panią Danusię już od samego początku roku szkolnego nie daje rady sobie z córką. Starałam się ją pocieszyć, ale co jej miałam powiedzieć, to, że jej córce zależy na pieniądzach i spotyka się z „dziadkami”, którym tylko zależy na szybkim numerku i to najlepiej bez zabezpieczeń, a dzięki temu jest szansa, że zostanie babcią szybciej niż myśli. Nie chciałam jej jeszcze bardziej dołować bo wiem, że ma problemy z sercem, ale jeśli Justynę nie wyciągnie z tego towarzystwa to źle się to skończy i dla niej i dla jej najbliższych. Obiecałam jej tylko, że będę miała na nią oko w szkole i rozejrzę się dyskretnie z kim ona przebywa na przerwach i co to jest za towarzystwo.
Tak jak przypuszczałam Justyna zaczęła się spotykać z Gośką i jej grupą, najgorszą z najgorszych, nawet bywały plotki, że puszcza się w szkolnej toalecie za to żeby móc go wpisać na listę zaliczonych i ocenić go czy był dobry w te klocki. Bałam się strasznie o nią bo wiedziałam, że Gośka jest osobą wpływową i któregoś razu Justyna zrobi to dla niej. Nawet prześpi się z kolesiem, którego nawet wcześniej na oczy nie widziała. Gdy tylko mnie widziała zaraz od razu do kogoś zagadywała albo udawała, że mnie nie ma. Wszystkim powiedziała o moich problemach z psychiką, nawet nie ominęła najmniejszego szczegółu, po prostu zmieszała mnie z błotem. Nawet nie przypuszczałam, że może być do tego zdolna. Myślałam, że słowa takiej Justyny polecą jednym uchem, a drugim wylecą, myliłam się. Oprócz dwóch osób nikt nie chciał ze mną rozmawiać, a już o powiedzeniu zwykłego cześć na korytarzu nie wspominam. Wszyscy naglę zaczęli uwielbiać Justynę, tą Justynę, którą ja tak bardzo nienawidziłam.
Większość osób dowiedziało się jaka naprawdę jest Justyna, a bardziej na własnej skórze to odczuło. Przepraszali mnie za swoje wcześniejsze zachowanie. Było minęło, czasu się nie cofnie, może nie zostaniemy jakoś mega przyjaciółmi i przebywali ze sobą jak najwięcej czasu, ale nie będziemy zachowywać się jak wrogowie, którzy najchętniej by się pozabijali. Nikt z nią do końca gimnazjum nie rozmawiał, a ze swoją następną „przyjaciółką”, z którą przebywała całe dnie przesiadując przed monopolowym i błagając starszych chłopaków żeby im kupili najtańsze papierosy albo piwo. Nie chcę nawet wiedzieć w jaki sposób oddawałyby im pieniądze, teraz już mnie to nie interesowało. Co jej zostało jeśli Gośka kopnie ją w dupę. Nic jej nie zostanie, wszyscy znajomi się od niej odwrócili, rodzice jak i rodzina nie ma na nią w ogóle wpływu. Jednym krótkim słowem staczała się jak alkoholik.
U mnie nic się nie zmieniło. Żyłam swoim życiem, nie patrzyłam na innych. Byłam tą samą Anią, która potrafiła wybaczyć, która wszystko zrozumiała, która już wtedy miała dystans do siebie i nie interesowała się co o niej mówią. Nie powiem, że były same lepsze dni, ale wiadomo, że nie zawsze wszyscy są tacy jacy powinni. Jak to się mówi, są ludzie i parapety żeby się klamką urodzić. Zresztą nie musiałam się do nich odzywać bo widać było, że nie warto było zwracać na nich uwagę.
Wrzesień 2007 rok. Przyszłam do szkoły po upragnionych wakacjach. Z Justyną nie utrzymuję kontaktu, nawet jeślibym chciala to nie mam szans przebić się bo Tyśka jest omamiona Gośką. W-f chwilowo zmienili nam nauczyciela i dobrze bo ten francy nigdy nie lubiłam. Pogłoski chodziła, że kiedyś miała zostać siatkarką, ale jej się nie udało bo była słaba i teraz wszyscy muszą perfekcyjnie na przyjęciu, a nasza szkoła musi wygrywać w siatkówce najwyższe trofea. U mnie w szkole zawsze dominowała siatkówka, pewnie prze to, że niedaleko była Łuczniczka, a żeńska drużyna w najwyższej klasie rozgrywkowej nawet dobrze sobie radziła. Pierwsze dni z nowym nauczycielem były bardzo ciężkie. Sprawdzanie pozycji, układanie składu. Tragedia. Pan Piotrek rozdzielił nas na pozycje i dopiero wtedy gra się jako tako układała. Lubiłam grać na ataku, a nawet żaden chłopak z klasy nie był w stanie mnie zablokować. Wyjątkowo zdarzało mi się grać na środku jednak wiedziałam, że to nie jest dla mnie. Miałam szanse grać w klubie siatkarskim albo chociaż w SKSach. Wszystko było dobrze dopóki hermenegilda nie powróciła z chorobowego bo biedna w lipcu sobie kostkę skręciła. Wtedy wszystko wróciło do normy. Jednak za jej plecami przebierając się w kanciapie ze śmierdzącymi piłkami ćwiczyłam u Pana Piotrka. Był bardzo dumny, że chciałam do niego chodzić na zajęcia jednak nie za dobrze czułam się oszukując ją, że nie mam nic wspólnego z SKSami u Pana Piotra. Czasami zaczynałam z nią dyskusję i musiałam pokonać nawet sto kółek wokół sali i do tego jeszcze na czas. Nie interesowało ją to czy zemdleję, czy coś mi się stanie. Dla niej najważniejsza była kara. O tym, że najlepsza zawodniczka w klasie siedzi na ławce nic nie mówię.
Wyniki na egzaminie gimnazjalnym nie były tragicznie, ale też nie były zadawalające siedemdziesiąt cztery punkty na osiemdziesiąt możliwych i moja średnia nie napawały optymizmem jednak do końca wierzyłam, że dostanę się do mojego wymarzonego technikum. Jednak tak się nie stało, nie dostałam się na żadne z trzech kierunków co oznaczało, że nie dostałam się do żadnej szkoły ponadgimnazjalnej, przez następne dwa dni byłam jednym wielkim kłębkiem nerwów.
Po kilku dniach grozy mogłam oficjalnie powiedzieć, że jestem uczennicą najlepszej szkoły w Bydgoszczy!

***
No to mamy dwójeczkę ;) Tak wiem ja zła przeciągam ujawnienie naszego bohatera jednak to jest wszystko obmyślone i idę planem działania ;) 
Moje gardło właśnie zaczęło się buntować (mądra ja wydzierałam się na meczu :D) Jednak pozostawię to bez komentarza. Powiem wam, że mecz Transfer-Skra w środę a z tamtego sezonu to dwa inne światy. Zresztą ja bym mogła całe życie przesiedzieć na Łuczniczce ;) Tylko dajcie mi wygodną poduszeczkę :D Mega atmosfera. Nawet nie przeszkadzało mi, że obok mnie usiadła kumpela czytaj: Fanka Andrzeja Wrony i myślałam, że jej krzywdę zrobię. Na początku nawet do niej powiedziałam, że ma się zamknąć bo jej limo i guza na czole zrobię. Oficjalnie mogę powiedzieć, że gleba na Łuczniczce w sezonie 2014/2015 zaliczona i tym razem nawet nie wiem jakim sposobem to się stało :D Dobrze, że żaden siatkarz tego nie widział bo bym się chyba ze wstydu schowała pod ziemię ;)
Wymyśliliście kto może być bohaterem opowiadania? ;) 
Ściskam ♥

6 komentarzy:

  1. Ooo, też planowałam pojechać na mecz Transferu ze Skrą, ale jednak podróż powrotna o 2 w nocy i inne wydarzenia sprawiły, że jednak zostałam w domu. Tzn. w Sopocie i poszłam na mecz Lotosu z Lubinem :) Zapraszam kiedyś do Ergo Areny ;) A że gardło zdarte to cóż, taki urok bycia kibicem :D
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jeżeli mogę to czasami bywam na Łuczniczce, ale to jest czasami takie trudne (robienie maślanych oczków i być grzecznym :D). Ja pierwotnie miałam wyjeżdżać przed 1 w nocy, a być w domu około 1:30 jeśli by nie było jakiś problemów z pociągiem ;) Jednak stało się tak, że każdy o wszystkim wiedział tylko nie ja. Ergo Arena też jest spoko z zewnątrz, nigdy nie byłam na meczu, ale jak zwiedziłam Sopot to się tego nie mogło przegapić ;) Dzisiaj już jest trochę lepiej i tyłek na szczęście aż tak nie bolał :D
      Ściskam ♥

      Usuń
  2. Główna bohaterka naprawdę miała w życiu pod górkę. Kiedy już myślała, że w nowym otoczeniu zazna spokoju, znów pojawił się ktoś, przez kogo jej życie po raz kolejny jej życie stało się udręką. Wyłudzanie pieniędzy to poważna sprawa, nawet jeśli nie są to jakieś duże kwoty, Najgorsza w tym wszystkim jest bezsilność, niemożność przeciwstawienia się tej osobie, chociaż Ania i tak wykazała się sporą odwagą mówiąc o wszystkim wychowawczyni.
    Druga sprawa to przyjaciółka, która wpadła w nieodpowiednie towarzystwo i koniec końców stała się jej wrogiem. Mam nadzieję, że jednak w miarę upływu czasu tę dziewczynę spotka coś dobrego :)
    Byłaś na meczu? Nawet nie wiesz jak zazdroszczę :> Ja w tej mojej niesiatkarskiej pipidówie nie mam nawet cienia szansy na tego typu widowiska :( Co najwyżej może byłaby szansa zobaczyć jakiś mecz LŚ, bo miałabym całkiem blisko, ale pewnie ceny będą horrendalne :/
    Nie mam pojęcia kim jest główny bohater i chyba szybko tego nie wymyślę :)
    Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale może w najbliższe przyszłości uda jej się wyjść na prostą drogę. Zawsze jest tak, że jak już myślisz, że wszystko będzie dobrze wszystko się sypie. Najgorsze jest to, że jeśli raz dasz to później cały czas musisz im dawać te pieniądze bo ci nie dadzą spokoju. Albo się im postawisz tak jak postąpiła Ania albo będziesz tracić wszystkie swoje oszczędności. Ja bym się bała na jej miejscu tego noża/scyzoryka bo nigdy nie wiesz czy tylko cię "szczuje" czy naprawdę jest w stanie go użyć.
      Tak jakoś wyszło jak się jest bardzo naiwnym i wierzy się we wszystkie słowa, które się do nich mówi. Jeszcze będzie z Justyną wątek, ale czy coś dobrego się stanie czy niedobrego dowiecie się już w trzecim epizodzie.
      Byłam, byłam. Staram się być na każdym meczu Skry w Bydgoszczy ;) Wiesz ile ja nakombinowałam żeby być, a tak mnie w głupka zrobili i jedynie co to dziękuję sobie, że biletu na pociąg nie kupiłam. Ja mam około 45-50 km do Bydgoszczy, ale na szczęście mam rodzinę, ale nie zawsze mogę się u niej zatrzymać bo wiadomo, że każdy ma swoje życie ;) Jeszcze dałam się wkręcić, że kumpela jest już na hali i wypatruje swojego ulubieńca (jedynego gracza, którego zna), a tu stoi z moimi znajomymi przed Łuczniczką z chrześniakiem ;) Biedna tak się wzruszyłam, że aż się popłakałam. Ja miałam szanse na mecz na narodowym, ale za 50 zł bym nawet piłki nie zobaczyła, a na droższy mnie nie było stać :D
      Wymyślisz jak dam podpowiedź w czwartym/piątym rozdziale (nie wiem jeszcze jak je rozdzielę)
      Ściskam ♥

      Usuń
  3. nw... Endrju??...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nie ;)
      P.S. Jakbyś można było zastawić jakąś ksywkę/imię itp. byłabym wdzięczna ;)
      Pozdrawiam :*

      Usuń