1 sierpień 2014
roku
Jak co dzień
piję swoją ulubioną sypaną zieloną herbatę, od której jestem już uzależniona i
piszę do ciebie mój pamiętniku. Ostatni miesiąc nawet nie wiem kiedy się
zakończył, długie rozmowy z mamą jakoś nie do końca mnie przekonują, ale
niestety nie mogę ją kontrolować dwadzieścia cztery godziny na dobę, z Rafałem
dość często rozmawiam, na początku myślałam, że będą mi przeszkadzały jego
kontrolowane rozmowy, ale teraz już zmieniłam zdanie, a nawet cieszyłam się, że
w końcu mnie odwiedził o nawet trochę się za nim stęskniłam. W Warszawie czuć
tą atmosferę zbliżających się Mistrzostw Świata, a dokładnie Otwarcia jak i samego
meczu z Serbami. Chciałabym być na Stadionie Narodowym, ale niestety nie
wiedziałam, że zamiast siedzieć w Bydgoszczy będę właśnie tutaj.
Od kilku dni
przychodzi do nas klient, wysoki, dobrze zbudowany, z dużą torbą na ramieniu
(nawet z Maryśką, tak ma na imię druga kelnerka zakładaliśmy się czy to
siatkarz czy koszykarz, ja ze względu na miłość do siatkówki wybrałam tą
pierwszą opcję) zawsze kiedy wchodzi do lokalu, w którym pracuje zawsze w radiu
słychać piosenkę „Lepsza połowa” jednego ze zespołów śpiewających w rytmach
Jamajki. Dziwne czy tylko mi się tak wydaje? W zbiegi okoliczności to ja nie
wierzę. Z jednej strony cieszę się, że nie ostatnio dość „popularna” „Start a
fire” bo tej piosenki jak i teledysku już mam po dziurki w nosie. Typowo.
Nie wiem
dlaczego, ale jakoś nie potrafię się skupić na wykonywaniu niektórych czynności
gdy ten klient jest w naszym lokalu. Ostatnio przez niego poparzyłabym pana,
którego w tym czasie obsługiwałam. Nawet mówienie weź się w garść dziewczyno
nie dawało rezultatów. Nie wiem nawet co on w sobie miał, że tak mnie do niego
ciągnęło. Nawet ostatnio Maryśka ględziła mi nad uchem, że w tym przystojniaku
zakochałam. Jakie zachowanie jak ja nawet go nie znam, a ta mi tu wyskakuje z
love story. Tak jeszcze ślub niech nam już zacznie organizować bo do mojej
śmierci się nie wyrobi. Jednak ostatnio coraz bardziej na niego spoglądam i nie
jako na klienta, który będzie chciał wyjść bez zapłaty za zamówioną kawę tylko
na faceta, na którym można zawiesić oko. Nie powiem, że wygląda jak trzy
nieszczęścia i czwarte w locie, ale pewnie jest zajęty albo jest gejem jak to
przeważnie bywa.
Pewnego razu
gdy musiał pójść do toalety niby wycierając blat stolika sąsiadującego z jego
spojrzałam na jego torbę. Byłam pewna, że gdzieś już widziałam to logo tylko
nie potrafiłam sobie przypomnieć gdzie dokładnie. Dobrze, że obok był napis, a
ja mam sokoli wzrok. AZS Politechnika Warszawska. Gdzieś już słyszałam ten
zespół, jak to się mówi, w którymś kościele dzwony biją, ale nie wiadomo w
jakim czy coś w tym stylu. Nigdy nie zapamiętywałam poszczególnych zwrotów, ale
za to kwoty pieniędzy owszem. Szczególnie napiwków.
Pewnego dnia
nie podszedł do zajmowanego wcześniej jednego ze stolików przy ścianie jak to
miał w zwyczaju tylko podszedł do baru gdzie niestety lub stety byłam tylko ja.
Na początku nawet nie potrafiłam się wypowiedzieć o jąkaniu nie wspominam, a
szanowny pan siatkarz (wygrałam z Maryśką i stawia mi duże ciacho!) jak się
później okazało po wpisaniu w wyszukiwarkę Google nazwy klubu, który wcześniej
zobaczyłam patrzył na mnie gdzie grają itp. dziwnie się na mnie patrzył jakby
ducha zobaczył, a może ja sierota się rozmazałam albo włosy stoją mi na
wszystkie możliwe strony. Gdy serce jak i mózg zostało uspokojone i powróciło
do kontroli mogłam powiedzieć, a bardziej zarecytować (nawet po obudzeniu w
środku nocy) wykutą przez nas śpiewkę: „Dzień dobry, jaką kawę sobie Pan życzy,
a może ciastko domowej roboty do tego.” Powiedział, że to co zawsze. Tak jasne
tylko nie zobaczył, że ja to nie Maryśka, która zawsze go obsługiwała. (Ja już
cię zabiję za to, że wzięłaś te cholerne wolne!) Czyli co bo ja jasnowidzem nie
jestem, a już wcale nie potrafię czytać w myślach. Panie siatkarz byś mógł
chociaż podpowiedzieć, a nie na wystawiać mnie własną intuicje, która zawsze
zawodzi. Dobra trzeba podać standardowy zestaw bo innego wyjścia nie ma.
Podałam mu zwykłą kawę i kawałek szarlotki. Mam nadzieję, że trafiłam bo jak
nie to moje przymilanie się do niego nie ma żadnego sensu, a o jakimkolwiek
napiwku mogłabym pomarzyć. Powiedział, że jeszcze nigdy nie pił takiej dobrej
kawy, a o przepysznym ciachu, który przypominał mu dzieciństwo nawet nie
wspominam. (1:0 dla mnie! Idzie tańczyć lambadę :D)
Dni mijały, a
ja coraz bardziej lubiłam Warszawa. Niby zgiełk, spaliny, korki, ale jakoś
nigdy mi to nie przeszkadzało bo jest dużo miejsc, do których można przyjść.
Nie, nie mówię tu o Torwarze (siatkówka przede wszystkim!) tylko o parkach,
kinach czy galeriach. W Złotych Tarasach to ja bym mogła całe życie przesiedzieć,
a nawet dłużej. No co kobieta lubi od czasu do czasu wybrać się na zakupy. Taka
już nasza natura i nic na to nie poradzimy. Tak nawet jego tam spotkałam
wychodził z jednego ze sklepów sportowych jednak nie zapamiętałam nazwy jak to
mam to w zwyczaju. Rozpoznał mnie i posłał swój najpiękniejszy uśmiech. Nawet w
pierwszym momencie nie wiedziałam, że to do mnie i jak idiotka oglądałam się
wokoło siebie czy czasem obok mnie nie ma jakiejś osoby. Niestety nie było
nikogo co oznaczało, że ten pokrzepiający me serce uśmiech był skierowany tylko
i wyłącznie do mnie. Trochę się zawstydziłam i pewnie było to widać jednak kto
by się nie zdziwił.
Wczoraj znowu
przyszedł do kawiarni, nawet się dziwiłam dlaczego tu przychodzi. Koło Torwaru
ma niedaleko knajpę, w której może też wypić kawę (nie próbowałam czy tak samo
dobra jak nasza), a on specjalnie jedzie przez pół miasta. Pierwsza myśl
niedaleko mieszka i po drodze wpada do nas, druga myśl niedaleko mieszka jego
rodzina, trzecia myśl kiedyś tu mieszkał był stałym klientem i bardzo smakowała
mu u nas kawa. Jednak do dzisiejszego dnia nie wiem co go tu sprowadza, a nawet
myślałam, że Pan Szef jest jego tatą jednak po nim urody jak i po żonie szefa
by nie odziedziczył więc odpada. Czyli wiem, że nic nie wiem. Jestem w punkcie
wyjścia. Chociaż jakbym wiedziała jak ma na imię to by był dla mnie plus.
Poszperałabym w internecie i może coś bym odszukała na jego temat, a
najbardziej jego status (w związku, wolny itp.) Jednak bardzo bym chciała go
bliżej poznać jednak nie wolno nam rozmawiać z klientami, a co dopiero dłuższa
rozmowę. (Kamery są wszędzie!) Zasady są po to żeby je łamać jednak w tym
przypadku lepiej nie jeśli chce się mieć w miarę płatną pracę i grafik
dostosowany do swoich potrzeb. Nagle gdzieś usłyszałam ciche wibracje telefonu.
(tak mój wyostrzony słuch dał o sobie znać! Jednak przeważnie bardzo nad tym
ubolewam!)
Odebrał
telefon. Tak to ja Kuba.
***
Tak właśnie miał wyglądać tak rozdział. Tak wiem, że jesteście zaskoczone bohaterem, ale ja lubię zaskakiwać w niespodziewanym momencie. Kiedy następny nie wiem, ale postaram się żeby był w piątek w drugie święto, ale nie obiecuję.
Ściskam bardzo, bardzo bardzo mocno! ♥
I jeszcze raz Wesołych Świąt moi drodzy!
Czyżby chodziło o naszego plusligowego "drwala" Kubę Radomskiego? ;) Bo żaden inny siatkarz nie przychodzi mi do głowy. Hmm, wygląda na to, że to będzie miłość od pierwszego wejrzenia ;) A jeśli nie miłość to na pewno silne zauroczenie. Coś czuję, że Kuba przedziera się przez pół miasta do tej kawiarni właśnie ze względu na główną bohaterkę ;)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o "Start a fire", to mnie jakoś nie przeszkadza ta piosenka, ale na pewno inaczej ma się rzecz z jej autorką, która w czasie MŚ "plątała się" pod nogami siatkarzy usilnie próbując zwrócić na siebie uwagę.
Wesołych Świąt raz jeszcze :*
Wy to od razu wszystko musicie odgadnąć ;) A czy to w ogóle jest miłość? Nie no dobra od Ani widać niektóre zachowania świadczące o zauroczeniu bo miłość to za duże słowo. Ja wiem dlaczego to robi, ale wy tego nie wiecie :D Miałam być miła w te święta, ale nikt tego nie widział :D Mam taką nadzieję ;)
UsuńCo do "Start a fire" mi przeszkadza ta piosenka, nie chodzi o tekst, wykonanie i wszystko co z tym związane (na muzyce się nie znam ;)), ale jeśli w ciągu godziny na tym samym radiu leci 3-4 razy to już pomału mnie denerwuje ( na szczęście teraz już mniej, ale zdarza się, że nie ma godziny żeby chociaż raz leciała). Ja bardziej sobie przypominam jak płyta się zacięła na MŚ. Totalna kompromitacja i wstyd dla narodu. Tak narzekali na hymn Edyci, a ta jeszcze gorsze pośmiewisko zrobiła :/ Zawsze się zastanawiałam co by zrobiła jakby tej piątki jej nie przybili :D Popłakałaby się? No dobra już przestaje się z niej nabijać :P
Wesołych!
Ściskam ♥