8 styczeń 2015 r.
Wszystko na razie
jest OK., ale jakoś mam przeczucie, że to wszystko jest ciszą przed burzą.
Przed burzą z piorunami. Siedzę właśnie w mieszkaniu Kuby w „salonie” i czekam
aż szanowny Pan Radomski wreszcie przyjdzie z treningu. Trochę w moim życiu się
pozmieniało. Przeprowadziłam się do Kuby, ale na okres próbny. Ustaliliśmy, że
jeśli nie zaaklimatyzuję się tutaj powrócę stąd skąd przybyłam. To był jedyny
mój warunek. Jednak z dnia na dzień coraz bardziej czuję się jak u siebie w
domu. Jeszcze nie wszystko pamiętam gdzie co jest, ale nie narzekam. Gorzej
jest z walającymi się po całym mieszkaniu ubraniami Kuby. Ostrzegał mnie, że
jest potwornym bałaganiarzem, ale ja nie chciałam mu wierzyć, myślałam, że
trochę przesadza jednak gdy po raz pierwszy weszłam do mieszkania kiedy jest w
takim stanie jak normalnie to trochę się przestraszyłam. Nie trochę tylko
bardzo. Nie wiedziałam w co najpierw ręce włożyć. Zastawić pralkę, pomyć
naczynia i stertę czy gruntowne sprzątanie mieszkania. Wybrałam czwartą opcję –
lenistwo. Nie byłam wykończona tym wszystkim pakowaniem, znoszeniem,
wnoszeniem, układaniem. W tamtej chwili tylko myślałam o śnie, ale najpierw o
bardzo długiej odprężającej kąpieli z dużą ilością piany.
Mama Kuby po
opowiedzeniu całej historii bardzo się przejęła, dzwoni do mnie codziennie,
pyta o samopoczucie, jakieś nowe wieści. Często bywa nawet naszym gościem. Inna
dziewczyna bardzo niezadowolona by była z tego, że cały czas u nas przebywa. Mi
to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie bardzo się z tego powodu cieszę. Cieszę
się bo bardzo dobrze mi się z nią rozmawia. Dziękuję Kubie, że mogłam ją spotkać
na swojej drodze życia. Jest dla mnie jak przyjaciółka, której w Warszawie nie
mam. Przy niej jakoś inaczej się czuję. Czuję się tak jak przy mamie, mamie,
która nie może akurat ze mną być. Brakuje mi jej, brakuje mi jej czułego serca.
Wiem, że mama Kuby nie pragnie nawet mi ją zastąpić, ale coraz bardziej
zastanawiam się czy jeśli powiedziałabym do niej mamo obraziłaby się na mnie.
Wiem to jest głupie z mojej strony, przecież matkę ma się tylko jedno, a co
jeśli mama się znajdzie, co jeśli dowie się, że tak do niej mówię, pewnie
będzie jej bardzo przykro, wcale nie zdziwiłabym się bo to ona mnie urodziła,
wychowała, a teraz jakaś Pani próbuje mi ją zastąpić.
Czasami bardzo bym
chciała żeby się poznały. Wiem, że to na razie jest nie możliwe jednak ja cały
czas wierzę, że mama się odnajdzie cała i zdrowa. Inaczej nie wiem co by się
stało. Może by się polubiły. Na pewno. Jeśli ja się rozumiem z mamą Kuby to
dlaczego nie dogadała by się moja mama. Są w podobnym wieku, lubią gotować,
plotkować, starają się żebym miała w życiu jak najlepiej się da. Nic nie stoi
na przeszkodzie żeby patrzyły na siebie spod łba.
11 styczeń 2015 r.
Szykuję się właśnie
na mecz Polibudy ze Skrą. Niby powinnam kibicować drużynie ukochanego jednak
barw klubowych nie zmienia się jak rękawiczki. Od kiedy pamiętam zawsze
kibicuję Skrze i za żadne skarby nie będę zmieniać swoich barw klubowych. Kuba
marudzi mi, że powinnam się pośpieszyć, ponieważ już powinniśmy wychodzić bo
jeszcze przed meczem chciałby porozmawiać ze znajomymi ze Skry, jednak ja mam w
nosie to co on mówi. Muszę teraz napisać to co mam w sercu i koniec kropka. Jak
mu się coś nie podoba to niech sam sobie pojedzie, a ja najwyżej dojadę
autobusem ewentualnie metrem. Niech już wreszcie otworzą tą drugą linię metra
bo chociaż ludzie by nie byli zgniecieni jak sardynki stojąc w autobusach.
15 styczeń 2015 r.
Polibuda przegrała
ze Skrą. W skrócie chłopaki dostali niezłe baty od drużyny z Bełchatowa. Chwilę
porozmawiałam z drugimi połówkami graczy obydwóch drużyn dopóki nie dojrzałam
czegoś w oddali. Przez cały mecz się na mnie gapiła. Na pierwszy rzut oka nie
do końca wiedziałam kto to jest, wydawała mi się znajoma jednak zbyt daleko
stała żeby ją zidentyfikować. Na początku nie zwracałam uwagi na tą osobę
jednak po chwili coś we mnie pękło i perfidnie spojrzałam w jej stronę, w tym
momencie się tego wszystkiego przestraszyłam, a po chwili straciłam
przytomność, uderzyłam z niezłym hukiem o podłogę i ocknęłam się dopiero w
szpitalu podłączona pod rożne urządzenia, które pikały głośniej niż wyjąca
syrena strażacka albo tyko tak mi się wydawało. Nie wiem dlaczego się to tak
stało. Nie mam pojęcia.
20 styczeń 2015 r.
Wczoraj wróciłam ze
szpitala. Dużo rozmawiałam z Kubą jednak on przez cały mecz zainteresowany był
siatkówką i nie zauważył kobiety, która mnie obserwowała z ukrycia. Nie wiem
może miała halucynacje, ale wydawało mi się, że to była moja mama. Mama, która
nie daje znaku życia, którą kocham nad życiem. Dość długo dzisiaj z samego rana
rozmawiałam z Rafałem. Żaliłam się mu na naszą, a bardziej moją sytuację. Kazał
mi się uspokoić i gdy tylko wychodzę na ulicę nie mam się obracać kilkadziesiąt
razy tylko udawać, że nic się nie stało. Przecież nie wiadomo czy ktoś nie
porwał ją i nie obserwują mnie. Nic nie wiem, jestem w czarnej dziurze albo jak
inni mówią dosięgłam dna. Nie wiem dlaczego tak mówią, ale już się tak u mnie
przyjęło.
22 styczeń 2015 r.
Znalazłam list w
skrzynce, zaadresowany dla mnie, ale bez żadnej pieczątki ani znaczka. Ktoś tu
był. Tylko ciekawe kto mama czy ojciec TYRAN, którego nie chcę znać i który
uczepił się mnie jak pies.
Cieszę się, że Ani tak dobrze układa się z Kubą i może cieszyć się pełnym poparciem i sympatią swojej przyszłej teściowej, co przecież w dzisiejszym świecie bywa wręcz luksusem :)
OdpowiedzUsuńAnia zareagowała niezwykle emocjonalnie na (prawdopodobny) widok mamy, co niestety odbiło się na jej zdrowiu. Mam wrażenie, że jej rodzicielka jest bliżej niż jej się wydaje i przez cały czas jej pobytu w Warszawie ma na nią "oko" ;)
Jestem ciekawa tożsamości nadawcy listu :)
Pozdrawiam serdecznie! :*