2014/11/27

#4

9 grudnia 2013 r.

Siedzę i użalam się nad sobą bo co mi innego zostało do roboty. Czego mi brakuje? Miłości, spokoju i ustabilizowanego życia, takiego jakie mi pasuje, a nie takie jakie być powinno. Takiego jakiego inni by sobie życzyli. Ostatnie dni były da mnie potwornie ciężkie, te rozmowy z ciotkami i dalszą rodziną, którą widzimy raz na pół roku, a nawet raz w roku na „zlocie czarownic”. Chciałam się odciąć od tego wszystkiego. Od wszystkiego czego jest dla mnie za trudne.
Skończona szkoła średnia, brak matury, zawodu i perspektywy znalezienia pracy łączyło się z moimi wahaniami nastrojów. Początkowo nawet myślałam, że to początki depresji. Jedyne co mnie cieszy to rozpoczęcie szkoły policealnej na kierunku Technik Rachunkowości gdzie mogę ujawnić swoją dość dużą wiedzę w tym kierunku. Czasami zastanawiałam się czy dobrze postąpiłam idąc do tej szkoły średniej. Niestety czasu się nie cofnie nawet jeśli by się chciało.
Coraz częściej myślę o wyjeździe do większego miasta niż Bydgoszcz. Wrocław, Warszawa, Poznań. Jednak boję się, że sobie nie poradzę, że jeszcze szybciej przyjadę niż to się okazuje. Praktycznie nocleg mam załatwiony, jedynie co to muszę mieć pieniądze żeby za coś jeść.
Zostaję tu gdzie teraz jestem. Coraz częściej zasięgam porady Rafała, tak Rafał został psychologiem jak jego ojciec, praktycznie rozumiemy się bez słów. Pamiętam jak powiedział do mnie:

„My jesteśmy jak stare dobre małżeństwo. Rozumiemy się bez słów.”

Zawsze się z tego powodu uśmiechałam, a uśmiech to najlepsze co może być. Pomimo tego, że nie miał dziewczyny i nie jest w związku to jakoś nie potrafiłam nawet pomyśleć co by było gdyby byśmy byli parą. Zawsze wiedział, że tak trzeba do mnie podejść żebym mu wszystko wyśpiewała.
Sesja zbliżała się nieubłaganie, a ja nie potrafiłam się na niczym skupić, a psychotropy, które miały mnie wyciszać, usypiały mnie. Czas w tej chwili leciał nieubłaganie. Każdy dzień coraz bardziej uświadamiał mi, że powinnam coraz więcej czasu poświęcać nauce.
Ostatnie tygodnie były bardzo wyczerpujące. Pomaganie innym w zrozumieniu rachunkowości, finansów i podstaw ekonomiki oraz ekonomii nie jest takie proste. Do tego jeszcze poprawa matury z języka angielskiego i uczęszczanie do laryngologa spowodowanego ogłuchnięciem do tego stopnia, że nawet nie słyszałam co osoba obok siedząca krzyczy do mojego ucha.
Sesja jak i rok szkolny zleciał jak z bicza strzelił. Oceny jak najbardziej w porządku więc mam chwilę dla siebie na odpoczęcie od kilkudniowej harówy. Tak może to głupio zabrzmi, ale trochę przypominałam sobie jak to się oblicza wszystkie możliwe wskaźniki finansowej, interpretuje wyniki oraz je ocenia. Niby kocham to robić, ale naprawdę jest to bardzo wyczerpujące, wystarczy źle postawiony przecinek i całe zadanie jest do zrobienia od nowa. Czasami po dziesięciu, piętnastu obliczonych zadaniach miałam wszystkiego dosyć. Kalkulatora więcej używałam niż telefonu. Praktycznie nawet w nocy się z nim nie rozstawałam.
Matura zdana, Technik zdany więc mogę szaleć :D Bawić się do białego rana, ale przepraszam nie będę się bawiła do białego rana bo nawet nie mam z kim, a moją zasadą jest nie rozmawiaj z nieznajomymi, a nawet z tymi, których znasz tylko z widzenia w sklepie, na ulicy czy na osiedlu.
W wakacje spędziłam zwiedzając Polskę wszerz i wzdłuż. Niektóre zakątki zapamiętam do końca życia, a nawet dzień dłużej. Nigdy nie mówiłam, że jest takie coś jak miłość od pierwszego wejrzenia, ale myliłam się bo jak tu nie można się zakochać w Wrocławskiej hali Stulecia.
Wrzesień dość szybko minął. Nawet nie pamiętam kiedy, a już zaczyna się drugi tydzień października. Przygotowania od obydwu ślubów zapinane są na ostatni guzik, a ja w tym czasie latam od lekarza do lekarza żeby czasem dzień przed ślubami, na których będę nie przełożyli mi kontrolnych wizyt.
Wszystko było dobrze dopóki data na kalendarzu nie pokazywała siedemnastego dnia października. Od rana nie było ze mną w porządku. Cały dzień spędziłam z głową w toalecie, tak i jak następne. Modliłam się tylko żeby w dniu ślubu mojej siostry nie wylądowała z odwodnieniem w jednym z Bydgoskich szpitali.
Ubrana w najlepszą kreację jaka tylko była czekam na kolegę Maćka, który tak jak obiecał był jak na jego punktualnie praktycznie co do sekundy. Fryzura była olśniewająca. Włosy ułożone w kłosa spadające na ramię do tego kwiat we włosach, a najbardziej do tego pasował delikatny makijaż. Przecież nie mogę przyćmić Panny Młodej swoim nienagannym wyglądem,
Impreza była przednia, ostatnio nawet nie wiem kiedy na takiej byłam. Nie byłabym sobą jakbym nie poszła na oczepiny i nie złapałabym welon.
Siedzę w pokoju gościnnym w mieszkaniu ciotki, do której przyszłam w odwiedziny. Od rana jakoś się źle czuję, ale nie pokazuję tego po sobie bo wiem, że zadzwoni po pogotowie bo jest do tego zdolna. Myślałam, że jak się dotlenię to wszystko minie. Myliłam się. Słyszę dźwięk gwizdka czajnika, podnoszę się żeby zalać herbatę wcześniej włożoną do porcelanowych kubków. Podnoszę się, nagle dostaję nogi jak z waty, wszystko mi się zamazuję i coraz bardziej źle widzę. Słyszę tylko krzyk i czuję uderzenie o posadzkę w kuchni.
Upadłam. Nic nie widzę oprócz ciemności...

„Zanim odejdę, nim odejdę stąd
Chwyć za rękę mnie, złap za rękę mą”

*** 
Hej! Hej! Hej!
Dzisiejszy taki przejściowy jak zauważyliście :D Krótki tak jak mówiłam i coraz bardziej będzie widoczny przeskok czasowy. Trzeba trochę przyspieszyć z akcją :D 
Tak wiem ta piosenka nie jest w tym temacie, a ja wyrwałam kilka słów z kontekstu, ale tak bardzo mi się spodobała, że musiałam to napisać. Innego wyjścia nie widziałam ;)
Przez te witryny sklepowe coraz bardziej zastanawiam się czy czasem mi się miesiące nie pomyliły i jest już grudzień ;)
Modlę się tylko żeby przetrwać jutrzejszy dzień. Ulubione ciotki zwracające uwagę na wszystko co tylko możliwe, wtrącające swoje pięć groszy tam gdzie nie powinny.
Ściskam was bardzo, bardzo, bardzo mocno ♥

EDIT: Ja niezdara kliknęłam opublikuj nie ustawiając daty :D Także chcę przetrwać sobotni dzień. Do zobaczenia w następny piątek, mam tylko nadzieję, że nie wstawię wcześniej rozdziału :D

2014/11/21

#3


30 listopada 2013 r.

            Siedzę sobie w sklepie mojej ciotki i udaję, że sympatycznie obsługuje jej klientów. Przez ostatnie tygodnie się z nimi zżyłam, a dokładnie z Panem Frankiem, który zawsze pod wpływem kilku tanich win sypał żartami jak z rękawa, które nawet w najgorszy dzień poprawiały mi humor. Będzie mi go brakowało, ale wiedziałam, że tylko wcześniejsze dwa tygodnie życia spędzę siedząc na kasie w spożywczaku. Nie lubiłam tej pracy i już odliczałam godziny do 13, kiedy zmieni mnie Ula, a wtedy szybko się przebiorę, będę modliła się żeby kuzyn Tomek nie spóźnił się i na czas dojedziemy na Łuczniczkę bo właśnie tego dnia gra moja ukochana Skra z miejscowym zespołem, a w drodze powrotnej nie pomylił drogi na „zlot czarownic”. Tak właśnie chodzi mi o spotkanie całej rodziny i wysłuchiwanie ciotek z końca Polski dlaczego nie chcę im odwiedzić, a to jaka ja mizerna jestem, trzeba cię dokarmić.
            Drogi pamiętniku nigdy nie zapomniałam o tobie, ale teraz dopiero mam trochę czasu żeby opisać resztę swojej historii.
1 września, nowy rok szkolny i rozpoczęcie nowego etapu w życiu. Szkoła średnia to już nie przelewki, trzeba będzie brać się ostro do roboty. Już wyobrażam sobie te nieprzespane noce, opuchnięte oczy. W siatkówkę nie będę chyba grała tak regularnie, zresztą okaże się jak na porządnie zacznie się rok szkolny. Modliłam się tylko żebym nie spotkała dziewczyn, z którymi musiałam przebywać w podstawówce. Wiedziałam, że dostały się na ten sam kierunek, ale otwierali dwie klasy i była szansa pięćdziesiąt na pięćdziesiąt, że właśnie trafię na nie. Jednak przy moim szczęściu wszystko jest możliwe. Tak jak przypuszczałam moje prześladowczynie chodzą ze mną do klasy, rozmawiałam z dyrektorką, ale się nie dało zmienić klasy. Trudno przeżyje się te cztery lata. Nadzieja matką głupich. Minął wrzesień, październik, w listopadzie zaczęły się górki. Nikt mnie lubił, zawsze stałam sama, a na korytarzu robiono mi zdjęcia z ukrycia i wrzucano na wtedy popularny serwis internetowy zwany naszą – klasą. Myślałam, że im minie, myliłam się, było jeszcze gorzej. Zaczęły się wymyślane historie na mój temat, ale też i te prawdziwe. Byłam zła na siebie, że zamiast wybrać zwykłe Liceum zachciało mi się Technikum Ekonomiczne, a na dodatek z trzydziestoma sześcioma dziewczynami. Nikt nie spytał mnie o zdanie tylko im uwierzono, a to mnie najbardziej bolało. Minęły święta, ferie, cisza spokój. Jak to się mówi cisza przed burzą i się nie pomyliłam. Siedzieliśmy w świetlicy mając zastępstwo i czekaliśmy aż przyjdzie Pan Katecheta i każe nam być cicho, a wtedy będziemy mogły wszystkie pojechać wcześniej do domu. Ta cisza dość długo nie trwała. „Odwiedzili” nas ukochani przez całą szkołę „koledzy” z kierunku logistyk. Nie byłam zadowolona z ich przybycia, ale udawałam, że nie przeszkadza mi ich obecność aż do ich głupich żarcików, które ani nie były śmieszne, ani nawet z ich głupoty nie chciało się śmiać. Lowelasy bo tak tylko można o nich mówić przyszli upolować sobie jaką foczkę. Nigdy nie rozumiałam ich języka, ale co mnie interesuje jak oni mówią. Dopiero zainteresowało mnie jak tą foczką miałam zostać ja. No i się zaczęło. Wszyscy mieli niezły ubaw, tylko nie ja. Tak przecież z Ani można się śmiać ile dusza zapragnie. Pomyślałam sobie pośmieją się i sobie pójdą jak nie będę zwracała na nich uwagi. Myliłam się. Zachciało im się mojego numeru. Nie dałam im, w końcu mam swoje zasady. Jednak swoimi źródłami otrzymali go i dostali to czego chcieli. Zaczęło się wypisywanie smsów o różnych porach dnia i nocy o mało nie przyjemnej treści. Na początku chciałam zgłosić to na policję jako stalking, ale powstrzymywałam się w ostatniej chwili wiedząc, że będą chcieli się nade mną zemścić w niemiły dla mnie sposób. Modliłam się żeby to jak najszybciej się skończyło. Filip bo tak na imię miał ten chłopak wraz ze swoimi kolegami z klasy odpuścili sobie krótko przed wakacjami, a ja wreszcie odetchnęłam z ulgą dopóki nie dowiedziałam się przypadkiem dlaczego tak bardzo „zabiegali” o moje serce. Zakład, zwykły zakład. Rozkochać ją w sobie, zaciągnąć do łóżka, zobaczyć czy jest dobra w te klocki, a potem zostawić jak zwykłą szmatę. Taką sobie strategię obrali. Dobrze, że pomiędzy nami nic nie zaiskrzyło bo bym się spaliła ze wstydu. Zrezygnowałam z gry w siatkówkę, którą kochałam nad życie i jedyne co mi pozostawało w tym momencie to kibicowanie na Łuczniczce, trudno mi  było podjąć taką decyzję, ale nie dawałam rady, a średnia dwa przecinek cztery na koniec roku dzięki szóstce z religii i wychowania fizycznego nie była powalająca więc jeśli chcę zdać maturę i egzamin zawodowy to muszę ostro się wziąć do roboty, przez wakacje nadrobić materiał z pierwszej klasy żeby chociaż mieć jako takie pojęcie.
Przez wakacje nikogo nie poznałam, no oprócz zadań z matematyki, a one się nie liczą. Z nową energią wracam do szkolnych ławek ostatnio zajmowanych przeze mnie trochę lepiej niż dwa miesiące temu. Tylko na ile mi jej wystarczy. Miesiąc, dwa, a może pół roku. Nie cieszyłam się z tej sytuacji, ale kto na moim miejscu by się cieszył. Nie lubiłam mojej klasy, nie lubiłam wstawać o szóstej, najpóźniej szósta trzydzieści  rano żeby na ósmą być w szkole, nie lubiłam wszystkiego co mi ją przypominało. Każdy miał swoją połówkę, a ja co siedzę i pastwię się nad sobą jaka ja jestem sierota. Co to jest miłość? Coraz bardziej się zastanawiałam. Miłość to stan, który szybko przychodzi i jeszcze szybciej przemija.
Każdy ma prawo ułożyć sobie życie to dlaczego nie ja. Tak od dwóch miesięcy jestem z Bartkiem. Chodzi do równoległej klasy. Mam w nim oparcie, nawet jak mam gorszy dzień i wcale nie spowodowany burzą hormonów zawsze jest przy mnie, mobilizuje mnie do pracy nad sobą, ale z drugiej strony chce żebym została tą samą Anią jaką pokochał. Naciska na mnie żebym się uczyła bo nie zawsze idzie to ze mną w parze jednak bardzo mi pomaga. Zamiast się uczyć na swoje sprawdziany to on przesiaduje u mnie całe dnie i liczymy te durne zadania z matmy, którą wręcz ubóstwiam. Mówią, że matematyka to królowa nauk, dla mnie to najgorszy przedmiot w szkole.
Z miesiąca na miesiąc jest coraz lepiej moje oceny może nie są powalające, średnia w okolicach trzy przecinek pięć maksymalnie trzy przecinek siedem, ale jednak bez problemu przejdę do następnej klasy. Z Bartkiem bardzo dobrze nam się układa, ale czasami mam go dość i zastanawiam się dlaczego ja tak długo z nim wytrzymałam albo on ze mną. Stara się być jak najbardziej wrażliwy, ale nawet to mi przeszkadza. Nawet jego kolacyjki przy świecach, wyjścia do kina na jakąś komedię romantyczną jakoś mnie wzruszają, wręcz przeciwnie doprowadzają mnie do totalnej złości. Ostatnio coraz bardziej nalega na współżycie, ale ja nie jestem gotowa. Czeka, jest cierpliwy bo wie, że to dla mnie bardzo ważne. Mam blokadę w psychice i jak tylko zaczyna się coś więcej jak pocałunki i tulenie to włącza mi się czerwona ostrzegawcza lampka. Nie wiem sama dlaczego się tak dzieje. Niby się tym nie przejmuje, ale ile jeszcze czasu mi poświęci na przełamanie barier. Nie wiem jak długo jeszcze ze mną wytrzyma.
Z Bartkiem się rozstałam, nie potrafił mnie zrozumieć i tym sposobem jestem wolna. Myślę, że w najbliższym czasie odpuszczę sobie z facetami i tak będzie lepiej. Skupię się na nauce bo za dwa lata będę już pisała maturę, a te lata szybko miną, że nawet się nie kapnę kiedy będzie maj 2012 rok. Zmieniłam się i to dla niektórych na minus. Już nie jestem tą Anią, którą można poniewierać i traktować jak psa. Dni mijały, a ja byłam taka sama. Kiedyś się zastanawiałam dlaczego to zrobiłam i nigdy nie potrafię odpowiedzieć sobie na to zadane pytanie.
Kwiecień 2012 rok. Świeżo upieczona absolwentka Technikum Ekonomicznego w Bydgoszczy. Tegoroczna maturzystka. Co się u mnie stało przez ten ostatni rok. Bardzo dużo. Mama wyprowadziła się od ojca jeżeli tak mogę go nazwać. Wynajęliśmy kawalerkę na obrzeżach miasta. Mam nadzieję, że nas nie odszuka. Cieszę się życiem, co przez ostatnie dwa lata nie mogłam powiedzieć. Awantura za awanturą, kłótnie, krzyki, nieprzespane noce, ucieczki z domu, nerwy, powroty do psychologa, próby samobójcze, do których nie chciałam się przyznać. Wtedy najbardziej brakowało mi Bartka, czasami już miałam nadusić zielony przycisk na telefonie, ale w ostatniej chwili się powstrzymywałam. Dlaczego? Sama nie wiem.

***
Hej! Hej! Hej! 
Wiem, że mnie zlinczujecie, że jeszcze nie daje nawet wskazówek do głównego bohatera, ale tak musi być. Dobra, dobra tylko ta Pani wie kto nim będzie i się wcale tej osoby nie spodziewała więc wszyscy siatkarze mogą być ;) 
Następny rozdział będzie krótki i mam nadzieję, że w przyszłości wam to wynagrodzę ;)
Ściskam bardzo, bardzo mocno ♥
P.S. Malowana trzymaj się! Wszystko będzie dobrze!
P.S.2 Przepraszam za reklamę :D 

2014/11/14

#2


10 listopada 2013 r.

Tak wiem, że zaniedbuję cię mój pamiętniczku. Miałam pisać częściej, wyrażać swoje emocje żeby mi było lżej na sercu, ale widzisz jak wyszło. Jestem z tego powodu bardzo zła. Miałeś być dla mnie taką ostatnią deską ratunku. Siedzę teraz na parapecie mojego okna i myślę co tu napisać. Ostatnio nie mam na nic ochoty, jedynie co to siedzę w domu i nic nie robię.
Rok 2005. 1 września, przeklęty 1 września. Siedziałam przed salą gimnastyczną i mam ochotę stąd jak najdalej uciec. Bołam się, że oni będą tacy sami jak ci z podstawówki. Jedyną osobą, którą wtedy znałam była Justyna, która wtedy jeszcze mogłam nazwać przyjaciółką. Po kilku dniach okazali się jeszcze gorsi. Nikt nie wiedział o mojej już dość bogatej na tą chwilę przeszłości. Pamiętam jak dziś był to drugi tydzień szkoły, podszedł do mnie chłopak, wiedziałam, że jest z domu dziecka, wiedziałam, że już nie raz zmieniał szkołę bo nikt go w poprzednich nie chciał. Wołał ode mnie pieniądze. Nie dałam mu ani złamanego grosza, wiedziałam, że jak mu dam to przyjdzie po następne, następne i następne. Traktował mnie jak szmatę albo nawet gorzej, zacisnęłam zęby i nie zapłaciłam mu ani złotówki. Justyna, która wolała mieć święty spokój płaciła mu albo dawała wszystko co miała do jedzenia, w zależności od tego co sobie zażyczył. Na początku to były małe kwoty, a z czasem potrafił na dzień od niej wziąć nawet dziesięć złotych tzw. „haraczu”. Byłam na nią cholernie zła, że mu płaci, ale na następny dzień jak przyszedł do szkoły pod wpływem jakiś narkotyków groził, że jak mu nie zapłacę to popamiętam, a z kieszeni wyciągnął jakiś nóż przypominający bardziej scyzoryk. Miałam już dość tej chorej sytuacji, poszłam do wychowawczyni, a ona wzięła sprawy w swoje ręce, jak się potem okazało trafił on do jakiegoś poprawczaka czy tego typu ośrodka. Jednak gdy wszystko się uspokoiło zrozumiałam ile mogłam stracić. Straciłabym życie. Z miesiąca na miesiąc było lepiej. Marcina nie było w szkole więc nie musiałam się martwić, że któregoś dnia podejdzie do mnie z nożem i mnie zabije. Dogadywałam się, a bardziej brzmi próbowałam się dogadać bardziej z chłopakami niż z dziewczynami, ale ważne dla mnie było żeby zacząć tą rozmowę, a nie udawać, że się nie znamy. Wszystko pokomplikowało się gdy przyszły wakacje i nasze drogi rozeszły się.
Wrzesień minął dość szybko. Nawet żaden z nas się nie obejrzał, a już nastał październik. Plucha, chmury za oknem, szaro, nawet można dostać z tego powodu depresji. Wiedziałam, że z Justyną staje się coś niedobrego zmieniła się, bardzo się zmieniła i to nie na plus tylko na minus. Nie odzywała się do mnie bo towarzystwo jej nie odpowiadało, a może to, że jak ona nie robię z siebie latawicy goniącej za chłopakami i to nie w naszym wieku tylko starszych o minimum dziesięć lat. Ostatnio nawet wyszła z tego dość krótka, ale ostra wymiana zdań pomiędzy nami, a dokładnie poszło o to, że zamiast szukać sobie „chłopaka”, który mógłby być jej ojcem lepiej by wybrała się do miejscowej galerii i znalazłaby tam sobie nie jednego, a przy okazji zaoszczędziła by pieniędzy na karty doładowujące do telefonu. Nawet do dzisiejszego dnia nie żałuje, że jej to powiedziałam. Tak wiem, że nie powinnam tego zrobić, ale myślałam, że tym jej przemówię do rozsądku. Kilka dni później spotkałam jej mamę Panią Danusię już od samego początku roku szkolnego nie daje rady sobie z córką. Starałam się ją pocieszyć, ale co jej miałam powiedzieć, to, że jej córce zależy na pieniądzach i spotyka się z „dziadkami”, którym tylko zależy na szybkim numerku i to najlepiej bez zabezpieczeń, a dzięki temu jest szansa, że zostanie babcią szybciej niż myśli. Nie chciałam jej jeszcze bardziej dołować bo wiem, że ma problemy z sercem, ale jeśli Justynę nie wyciągnie z tego towarzystwa to źle się to skończy i dla niej i dla jej najbliższych. Obiecałam jej tylko, że będę miała na nią oko w szkole i rozejrzę się dyskretnie z kim ona przebywa na przerwach i co to jest za towarzystwo.
Tak jak przypuszczałam Justyna zaczęła się spotykać z Gośką i jej grupą, najgorszą z najgorszych, nawet bywały plotki, że puszcza się w szkolnej toalecie za to żeby móc go wpisać na listę zaliczonych i ocenić go czy był dobry w te klocki. Bałam się strasznie o nią bo wiedziałam, że Gośka jest osobą wpływową i któregoś razu Justyna zrobi to dla niej. Nawet prześpi się z kolesiem, którego nawet wcześniej na oczy nie widziała. Gdy tylko mnie widziała zaraz od razu do kogoś zagadywała albo udawała, że mnie nie ma. Wszystkim powiedziała o moich problemach z psychiką, nawet nie ominęła najmniejszego szczegółu, po prostu zmieszała mnie z błotem. Nawet nie przypuszczałam, że może być do tego zdolna. Myślałam, że słowa takiej Justyny polecą jednym uchem, a drugim wylecą, myliłam się. Oprócz dwóch osób nikt nie chciał ze mną rozmawiać, a już o powiedzeniu zwykłego cześć na korytarzu nie wspominam. Wszyscy naglę zaczęli uwielbiać Justynę, tą Justynę, którą ja tak bardzo nienawidziłam.
Większość osób dowiedziało się jaka naprawdę jest Justyna, a bardziej na własnej skórze to odczuło. Przepraszali mnie za swoje wcześniejsze zachowanie. Było minęło, czasu się nie cofnie, może nie zostaniemy jakoś mega przyjaciółmi i przebywali ze sobą jak najwięcej czasu, ale nie będziemy zachowywać się jak wrogowie, którzy najchętniej by się pozabijali. Nikt z nią do końca gimnazjum nie rozmawiał, a ze swoją następną „przyjaciółką”, z którą przebywała całe dnie przesiadując przed monopolowym i błagając starszych chłopaków żeby im kupili najtańsze papierosy albo piwo. Nie chcę nawet wiedzieć w jaki sposób oddawałyby im pieniądze, teraz już mnie to nie interesowało. Co jej zostało jeśli Gośka kopnie ją w dupę. Nic jej nie zostanie, wszyscy znajomi się od niej odwrócili, rodzice jak i rodzina nie ma na nią w ogóle wpływu. Jednym krótkim słowem staczała się jak alkoholik.
U mnie nic się nie zmieniło. Żyłam swoim życiem, nie patrzyłam na innych. Byłam tą samą Anią, która potrafiła wybaczyć, która wszystko zrozumiała, która już wtedy miała dystans do siebie i nie interesowała się co o niej mówią. Nie powiem, że były same lepsze dni, ale wiadomo, że nie zawsze wszyscy są tacy jacy powinni. Jak to się mówi, są ludzie i parapety żeby się klamką urodzić. Zresztą nie musiałam się do nich odzywać bo widać było, że nie warto było zwracać na nich uwagę.
Wrzesień 2007 rok. Przyszłam do szkoły po upragnionych wakacjach. Z Justyną nie utrzymuję kontaktu, nawet jeślibym chciala to nie mam szans przebić się bo Tyśka jest omamiona Gośką. W-f chwilowo zmienili nam nauczyciela i dobrze bo ten francy nigdy nie lubiłam. Pogłoski chodziła, że kiedyś miała zostać siatkarką, ale jej się nie udało bo była słaba i teraz wszyscy muszą perfekcyjnie na przyjęciu, a nasza szkoła musi wygrywać w siatkówce najwyższe trofea. U mnie w szkole zawsze dominowała siatkówka, pewnie prze to, że niedaleko była Łuczniczka, a żeńska drużyna w najwyższej klasie rozgrywkowej nawet dobrze sobie radziła. Pierwsze dni z nowym nauczycielem były bardzo ciężkie. Sprawdzanie pozycji, układanie składu. Tragedia. Pan Piotrek rozdzielił nas na pozycje i dopiero wtedy gra się jako tako układała. Lubiłam grać na ataku, a nawet żaden chłopak z klasy nie był w stanie mnie zablokować. Wyjątkowo zdarzało mi się grać na środku jednak wiedziałam, że to nie jest dla mnie. Miałam szanse grać w klubie siatkarskim albo chociaż w SKSach. Wszystko było dobrze dopóki hermenegilda nie powróciła z chorobowego bo biedna w lipcu sobie kostkę skręciła. Wtedy wszystko wróciło do normy. Jednak za jej plecami przebierając się w kanciapie ze śmierdzącymi piłkami ćwiczyłam u Pana Piotrka. Był bardzo dumny, że chciałam do niego chodzić na zajęcia jednak nie za dobrze czułam się oszukując ją, że nie mam nic wspólnego z SKSami u Pana Piotra. Czasami zaczynałam z nią dyskusję i musiałam pokonać nawet sto kółek wokół sali i do tego jeszcze na czas. Nie interesowało ją to czy zemdleję, czy coś mi się stanie. Dla niej najważniejsza była kara. O tym, że najlepsza zawodniczka w klasie siedzi na ławce nic nie mówię.
Wyniki na egzaminie gimnazjalnym nie były tragicznie, ale też nie były zadawalające siedemdziesiąt cztery punkty na osiemdziesiąt możliwych i moja średnia nie napawały optymizmem jednak do końca wierzyłam, że dostanę się do mojego wymarzonego technikum. Jednak tak się nie stało, nie dostałam się na żadne z trzech kierunków co oznaczało, że nie dostałam się do żadnej szkoły ponadgimnazjalnej, przez następne dwa dni byłam jednym wielkim kłębkiem nerwów.
Po kilku dniach grozy mogłam oficjalnie powiedzieć, że jestem uczennicą najlepszej szkoły w Bydgoszczy!

***
No to mamy dwójeczkę ;) Tak wiem ja zła przeciągam ujawnienie naszego bohatera jednak to jest wszystko obmyślone i idę planem działania ;) 
Moje gardło właśnie zaczęło się buntować (mądra ja wydzierałam się na meczu :D) Jednak pozostawię to bez komentarza. Powiem wam, że mecz Transfer-Skra w środę a z tamtego sezonu to dwa inne światy. Zresztą ja bym mogła całe życie przesiedzieć na Łuczniczce ;) Tylko dajcie mi wygodną poduszeczkę :D Mega atmosfera. Nawet nie przeszkadzało mi, że obok mnie usiadła kumpela czytaj: Fanka Andrzeja Wrony i myślałam, że jej krzywdę zrobię. Na początku nawet do niej powiedziałam, że ma się zamknąć bo jej limo i guza na czole zrobię. Oficjalnie mogę powiedzieć, że gleba na Łuczniczce w sezonie 2014/2015 zaliczona i tym razem nawet nie wiem jakim sposobem to się stało :D Dobrze, że żaden siatkarz tego nie widział bo bym się chyba ze wstydu schowała pod ziemię ;)
Wymyśliliście kto może być bohaterem opowiadania? ;) 
Ściskam ♥

2014/11/06

#1



2 listopada 2013 r.

Urodziłam się dwadzieścia jeden lat temu. Dokładnie dwadzieścia jeden lat temu i dwa dni. Teraz siedzę na kanapie mój pamiętniku w jednej dłoni trzymam niebieski, trochę pogryziony już długopis i piję moją ulubioną herbatę z łyżeczką cukru w moim ukochanym półlitrowym kubku. Myślę co się stało przez te dwadzieścia jeden lat. Mała podróż w czasie. Jak wyglądało moje życie, różnie. Bywały lepsze jak i gorsze dni. Chociaż była przewaga tych drugich. Od małego dziecka ojciec gnębił mnie psychicznie. Nie było ani jednego dnia żeby nie wyzwał mnie od jakich tylko, mówił, że nie jestem jego córką i żąda badań DNA bo jak to on powiedział „Na darmozjadów nie będę harował świątek, piątek w czy niedzielę”. Dobrze, że chociaż mnie nie uderzył jak to miało w przypadku mojej mamy. W szkole było tak samo. Byłam przez wszystkich poniżana ze względu na to, że nie byłam szczupła jak inne dzieci i nosiłam okulary, a wiadomo kilkanaście lat temu nie było wyboru oprawek tylko wszyscy mieli takie same jak Stępień z „13 Posterunku”. Czasami nie stać było rodziców na kupno nowych markowych ubrań czy też butów, nawet nie było ich stać na nowe przez co chodziłam w ubraniach po starszej o sześć lat siostrze albo nawet takich kredek, które zażyczyła sobie Pani Wychowawczyni przez to znowu zaczęły się kąśliwe uwagi rówieśników. Ty te swoje możesz sobie wsadzić gdzieś, naszych nie ruszaj bo to nie twoje, a jak cię nie stać to już nie nasza wina. Z dnia na dzień było coraz gorzej. Już nie tylko były kąśliwe uwagi, ale i też zaczęło się zabieranie butów, czapki, kurtki czy nawet stroju na w-f. Nie raz się zdarzyło, że przyszłam w pobrudzonych ubraniach od flamastrów czy też farbek, które bardzo trudno schodziły. Nie wytrzymywałam tych wszystkich upokorzeń z ich strony. Coraz bardziej bałam się iść do szkoły bo wiedziałam, że już od samego progu będę przez nich poniżana. Mama mimo swoich problemów zamieniała się w pracy, robiła same nocki,  przyjeżdżała ze mną do szkoły i starała się spokojnie rozmawiać z nauczycielami oraz dyrektorem, ale się nie dało. Niby rozmawiali z dzieciakami, ale co z tego, że rozmawiali jak nie było żadnego skutku. Było jeszcze gorzej. Zostawałam wyzwana od jakich tylko, a nawet raz się zdarzyło, że specjalnie zamknęli mnie w szatni, ale na szczęście dla mnie obok była „zerówka” i Pani katechetka prowadząca z maluszkami zajęcia usłyszała jak pukam, a bardziej walę do drzwi płacząc przy tym niemiłosiernie. Zawoziła mnie do szkoły żeby to wszystko wyjaśnić. Bezskutecznie. Groziła nawet, że jeśli sytuacja w szkole się nie poprawi zgłosi sprawę do kuratorium, a wszyscy w szczególnie Pani Wychowawczyni i Pan Dyrektor zostaną zwolnieni dyscyplinarnie.
W piątej klasie podstawówki zaczęłam chorować Pani Pediatra nie wiedziała co mi jest. Angina, zapalenie płuc, oskrzeli i tak na zmianę. Próbowali wszystkich sposobów, bańki, zastrzyki, antybiotyki aż wpadli na pomysł ze sterydami i to okazało się strzałem w dziesiątkę (później okazało się, że to wszystko było spowodowane nerwami, które od kilku miesięcy się we mnie kotłowały, ale ważne, że wreszcie byłam zdrowa). Przez te sześć miesięcy odżyłam psychicznie bo wiedziałam, że nic na razie złego się nie stanie, ale bardzo źle się czułam. Byłam cała blada, nie było we mnie życia. Nie było mnie sześć miesięcy w szkole, oprócz czterech dni, w których poczułam się lepiej i poszłam z mamą do szkoły pozaliczać sprawdziany, które przez ten czas się uzbierały. Nikt nie zapytał się czy nie jest mi potrzebna porada psychologa, psychiatrzy, indywidualny tok nauczania czy nawet głupie notatki. Wszystkim było jedno czy będę chodzić do szkoły czy nie, czy zdam do następnej klasy czy nie, zresztą jeden problem z głowy. Bo po co im taka Ania, z którą są same problemy. Mimo tego wszystkiego dałam radę i zdałam do następnej klasy nawet z dobrym jak na takie duże nieobecności wynikiem.
Po tym wszystkim co się stało zaczęłam chodzić do psychologa, ale tak naprawdę to był ostatni dzwonek przed tragedią. Miałam depresję, lęki przed szkołą. Jedynym sposobem był indywidualny tok nauczania, a, że mieszkamy w Polsce to nawet gdy psycholog stwierdzi, że pacjent go potrzebuje to i tak się go nie otrzyma. Musiałam jeszcze przez rok z nimi walczyć. Nie wiem może wakacje ich zmienią. Powtarzałam tak sobie.
Po wakacjach trochę się poprawiło. Rówieśnicy chyba zdali sobie sprawę, że swoim zachowaniem robią niedobrze, a może to rozmowa mojego Psychologa z nauczycielami nie poszła na marne. Bałam się pójść do szkoły po dwóch miesiącach przerwy, chociaż od trochę więcej niż pięć miesięcy chodzę na terapię do Pana Psychologa, czasami gdy za szybko przyjeżdżaliśmy rozmawiałam z jego synem, który był tylko ode mnie o rok starszy. Wspaniały chłopak. Jak to moja mama mówi „Będą z niego ludzie.” Był inny niż niektóre dzieci, czasami nawet dopytywał się swojego ojca kiedy przyjdę bo mieliśmy razem dużo wspólnych tematów. Tak jak ja nienawidził historii, trochę interesował się siatkówką, a bardziej znał tylko Michała Winiarskiego ponieważ pochodzi z Bydgoszczy. Chciałabym utrzymywać kontakt z Rafałem bo naprawdę jest fajnym chłopakiem i nawet kiedy siedzimy obok siebie i milczymy to jest zupełnie inaczej niż z rówieśnikami w naszym wieku. Nie żebym się w nim zakochała czy coś w tym stylu, ale naprawdę warto z nim spędzić każdą wolna minutę.
Zdałam do gimnazjum, wyniki na egzaminie nie były powalające, ale najważniejsze było to, że mogłam opuść mury tej szkoły. Tej szkoły, do której nigdy nie poślę swojego dziecka, tej szkoły, której tak bardzo nienawidziłam. Wyniki w tej chwili nie były najważniejsze. Zresztą taka była prawda, że i tak by mnie musieli przyjąć do najbliższego mojego miejsca zamieszkania gimnazjum. Przysięgłam sobie, że już nigdy nie pozwolę się tak skrzywdzić. Nie pozwolę żeby ktoś mnie poniżył, nawet jeśli będę go kochała całe życie. Nie pozwolę.
 ***       
Od czego by tu zacząć. Już wiem ;) Taki jest mój pomysł na tego bloga i mam nadzieję, że wam się on spodoba. Trochę dziwnie by było jakby dwu czy trzyletnie dziecko pisało pamiętnik, a tak naprawdę to pisało kilka zdań wyrazów, liter czy cyfr jak jeszcze płynnie nie mówi. Zdaję sobie sprawę, że zostawiam was w niepewności kto będzie wybrankiem serca naszej Ani, ale taki od początku był plan i mam nadzieję, że to co sobie wymyśliłam uda mi się wdrożyć, chociaż każdy kto mnie zna wie, że mam tysiąc500sto900 myśli na sekundę :D Mogę jedynie przysiąc, że w piątym maksymalnie szóstym rozdziale (nie wiem jak je podzielę) dowiecie się czy wasze przypuszczenia są słuszne ;) Co do długości pierwsze będą różnej długości, ale postaram się was nie zanudzić ;)
Nananana! Skra wygrała! Tylko mi w środę z Transferem wygrać bo jak nie to się pogniewamy! 
Ściskam ♥ 
P.S. Czytasz, komentujesz, motywujesz ;)